Nocą budzą się demony. Analiza Klucza do... Marcina Ziębińskiego
Film nakręcony przez mającego wtedy kilkanaście lat Marcina Ziębińskiego w konwencji horroru, opowiada o strachu i samotności we własnym domu. Przestrzeń, w której z powodu niepokojącego odgłosu, w środku nocy budzi się dziecięcy bohater, przestaje być znana i bezpieczna. Klamki, drzwi, lalka, klucz, a nawet choinkowe ozdoby, zyskują tajemniczy, a w pewnym momencie przerażający wymiar. Ten sam motyw wykorzystają za kilka lat twórcy ponadczasowego hitu, który każdemu i każdej z nas wielokrotnie towarzyszył podczas Bożego Narodzenia - Kevina samego w domu. To skojarzenie nie jest zresztą bardzo odległe od Klucza do… W filmie Ziębińskiego pojawiają się nawiązania do mainstremowego kina amerykańskiego z Gwiezdnymi wojnami i Indianą Jonesem na czele.
Można ten film oglądać jako błyskotliwy horror, zrealizowany w domowych warunkach i przy zaangażowaniu członków rodziny. Jednakże można także spojrzeć na niego jako na obraz, który przełamuje dominujący przez dekady w kinie, także na obszarze amatorskim, sposób obrazowania domu i rodziny w jednoznacznie pozytywny sposób. Dostrzec w nim dziecięcą samotność, poczucie zagrożenia i zupełnie prawdziwe lęki, które mogą być chwilowe, ale także trwać znacznie dłużej.