Wywiad z Janem Maćkow, współreżyserem Regi Poloniae
Paulina Haratyk: Jak wyglądała ścieżka dźwiękowa do filmu?
Jan Maćkow: Wydawało nam się, że do takiego obrazu musimy dodać warstwę dźwiękową, która nie byłaby po prostu utworem z płyty, ale taką specjalną ilustracją budującą narrację. Była cała dyskusja na ten temat. Wiedzieliśmy jedno, że ponieważ film jest nietypowy, to wymaga ilustracji dźwiękowej nie ze sztangi.
Tego nie zapomnę. Dostaliśmy zgodę, żeby w nocy nagrywać w domu kultury, bo do tego trzeba było mieć ciszę, a po ulicy Francuskiej w Katowicach jeździły samochody, autobusy, ciągle tam i z powrotem, niektóre były bardzo głośne. Więc pozwolili nam się zainstalować w sali koncertowej. Tam stał taki potężny koncertowy Bergstein, dowiedziałem się, że dzisiaj takie pianino kosztuje koło miliona, a myśmy natychmiast go rozmontowali, bo nikogo nie było, żeby oponował. Zdjęliśmy całą górę, tak że naciąg był widoczny i mieliśmy przygotowane różne rzeczy.
Scenariusz wyglądał tak, że było napisane „pierwsza minuta, czterdziesta piąta sekunda – szczoteczki do zębów: struna A i B”. I wtedy się tam dż-dż-dż i to trzeba było nagrać z mikrofonem. I na to druga osoba dochodziła z klawiszami. Jak się tego potem słuchało, to brzmiało całkiem nieźle, tworzył się taki nastrój zagrożenia. Albo nagrywaliśmy skrzypienie drzwi, bo tam na początku otwierają się drzwi, jak się skradają rycerze. Jeszcze laliśmy wodę, żeby zrobić deszcz, bo w obrazie widać, jak światła odbijały się na wodzie.
Te wszystkie efekty były wymyślone. I to nagrywanie, to nie była jedna noc, nie od razu to wychodziło, przecież myśmy nie mieli żadnego doświadczenia jak to nagrywać i jak wytwarzać te dźwięk, jak to potem brzmi w takim radzieckim mikrofonie, zwykłym, szpulowym, który mieliśmy do dyspozycji.